piątek, 21 września 2012

KTO JEST WINNY?

Tytuł jest może dość prowokacyjny, a dla wielu jednoznaczny.A chciałbym zabrać głos na temat tragedii w Pucku, gdzie rodzice zastępczy przyznali się do zabicia dwójki dzieci, z piątki rodzeństwa, jaka trafiła do nich w styczniu z patologicznej rodziny. I dla tego małżeństwa (on 36, a ona 32 lata)stanowiącego rodzinę zastępczą, były to pierwsze dzieci, jakie do nich trafiły. Oprócz tej piątki, mają oni swoje 2 dzieci.Oni się przyznali do tego strasznego czynu. W tym momencie większość powie: mordercy, ludzie pozbawieni uczuć, bezlitośni, bestie...I jeszcze wiele innych epitetów będzie określało to małżeństwo.
Zastanówmy się jednak, dlaczego doszło do tej tragedii? Nasuwa mi się kilka pytań, na które nie potrafię sobie jednoznacznie odpowiedzieć:
1. Dlaczego do rodziny zastępczej, dla której były to pierwsze dzieci, trafiło aż 5 dzieci? Czy tak naprawdę nie było innej, bardziej doświadczonej rodziny, która mogłaby przygarnąć całą piątkę rodzeństwa?
2. Jaka była pomoc Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie? Z tego co już usłyszałem, to pracownicy Centrum udzielają często sprzecznych odpowiedzi na to pytanie.
3. Ile razy do tego dość bogatego z wyglądu przychodzili kuratorzy sądowi? Tutaj też są sprzeczne odpowiedzi.
4.Czy dla urzędników, którzy powinni pomagać takiej niedoświadczonej rodzinie zastępczej nie było to pozbycie się problemu ( Sąd wydał orzeczenie, a oni mieli to orzeczenie zrealizować) i mieć problem z głowy?
5.Czy jest już tak daleko posunięta znieczulica i "uszy i oczy zamknięte), że sąsiedzi nic nie zauważyli?
6.Kolejne pytanie dotyczy tych rodziców zastępczych: czy dzisiaj, gdy jest bezrobocie, o pracę jest trudno,pełnienie obowiązków rodziny zastępczej nie jest sposobem zarabiania na życie?

Można by było zadać sobie jeszcze wiele, wiele pytań. Ale je sobie zadaję, ponieważ moja córka i zięć od wielu już lat pełnią obowiązki rodziny zastępczej.I mogę z czystym sercem powiedzieć, że traktują te obowiązki jako służbę. Mogę o tym zaświadczyć, bo czasami z żoną pomagaliśmy im. Wychowali już 3 chłopców, którzy z Pogotowia Opiekuńczego trafili do nich.Widziałem, jakie te dzieci były zaniedbane.Ile trzeba było zrobić wizyt u lekarzy specjalistów. Widziałem też, jak wspaniale te dzieci się rozwijały.A potem przychodził moment, gdy chłopcy trafiały do adopcji.Trafili do rodziców, którzy nie mieli swoich, biologicznych dzieci.Ale córka ma z tymi rodzicami stały kontakt.Widzi owoce swej służby.
W chwili obecnej zięć z córka wychowują 2 letnią dziewczynkę. Gdy na początku czerwca mała trafiła do nich ( urodziny miała na początku sierpnia), to chodziła tylko w promieniu metra, miała chorobę sierocą, a jedzenie wypluwała, bo nie potrafiła gryźć. Dzisiaj ta dziewczynka biega, je prawie wszystko, nie widać u niej choroby sierocej (takie kiwanie się)...

Córka  z zięciem mają swoje 2 dzieci.Kacper ma 10 lat, a Klaudia lat 15. Do rodziny zastępczej przychodzi jedno dziecko. Kiedy obserwuję od lat te dzieci, to widzę, że nie ma tam wyróżniania, że to jest moje(biologiczne) dziecko, a to z rodziny zastępczej.Wiele razy, gdy przyjeżdżają do nas, to widzę, jak się bawią, jaki jest serdeczny stosunek do tych dzieci. Widzę też, jakim wielkim wysiłkiem jest wychowywanie dzieci, do tego nie swoich.
Będąc przez lata ławnikiem w Sądzie Rodzinnym miałem okazję poznać wiele takich wspaniałych rodzin zastępczych.Jestem pełen podziwu dla nich za ich służbę. Ale te rodziny zastępcze potrzebują stałego zainteresowania i pomocy odpowiednich instytucji opiekuńczych.Bo od tego sa kuratorzy, pracownicy socjalni, czy urzędnicy Centrum Pomocy Rodzinie.
Temat, który poruszyłem w tym szkicu, jest tylko jego nakreśleniem. Jest wiele wątków, które wymagałyby prześwietlenia.To co napisałem od kilku dni leży mi na sercu i chciałem podzielić moimi przemyśleniami.

                                               
                                         Wnuczka i wnuczek przybrany ze mną na kolanach.

Brak komentarzy: